1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Lata 90. „Zjednoczenie i nowe sąsiedztwo”. PODCAST

Wojciech Szymański | Jacek Stawiski | Bartosz Paturej
26 stycznia 2024

Lata 90. to czas epokowych przemian na świecie. Koniec zimnej wojny i upadek Związku Radzieckiego wywracają do góry nogami stosunki polsko-niemieckie.

Podpisanie polsko-niemieckiego traktatu granicznego 14 listopada 1990
Podpisanie polsko-niemieckiego traktatu granicznego 14 listopada 1990 Zdjęcie: Roland Holschneider/dpa/picture alliance

Zjednoczenie i nowe sąsiedztwo. Lata 90. Odc. 6 PODCAST

59:54

This browser does not support the video element.

W październiku 1990 roku Niemcy, ku zdumieniu świata, a chyba też samych Niemców, są znowu jednym krajem. Z kolei Polska, odzyskawszy suwerenność, zaczyna szukać drogi do struktur europejskich i transatlantyckich – drogi, która, chcąc nie chcąc, prowadzi przez Niemcy. W tym odcinku podcastu Deutsche Welle „Wrogowie, Sąsiedzi, Sojusznicy” Jacek Stawiski i Wojciech Szymański rozmawiają o latach 90. Ich gośćmi są: były ambasador Polski w Niemczech Janusz Reiter oraz były wieloletni doradca i „prawa ręka” kanclerza Helmuta Kohla – Horst Teltschik.

Przełom lat 80/90 w relacjach polsko-niemieckich obfituje w tyle wydarzeń, że wystarczyłoby ich na kilka dekad. Pod koniec 1989 r. Niemcy Wschodnie – czyli NRD – chwieją się w posadach, tak jak i cały blok wschodni. Ludzie na wszelkie sposoby starają się uciec z kraju, trwają protesty, w listopadzie upada mur berliński, a w marcu 1990 r. odbywają się w NRD wybory, które komuniści przegrywają z kretesem. W zachodnich Niemczech kanclerz Helmut Kohl prze jak walec do zjednoczenia kraju, irytując tym nie tylko partnerów w Europie, ale też inne stronnictwa polityczne we własnym kraju. Z kolei mieszkańcom NRD Kohl obiecuje złote góry, nie mówiąc, ile to wszystko obie strony będzie kosztować. Ale odnosi historyczny sukces. 3 października 1990 r. Niemcy znowu są zjednoczone, coś co jeszcze parę miesięcy temu wydawało się niewyobrażalne....

Gdy Niemcy się jednoczą, polityczny obraz Polski rysują Tadeusz Mazowiecki i Lech Wałęsa. 12 września 1989 r. w swoim expose premier Mazowiecki mówił tak: - Pragniemy otwarcia Polski ku Europie i światu. Prawidłowy i pełny rozwój naszych stosunków we wszystkich dziedzinach hamowały dotychczas względy dalekie od racjonalnych. Musimy nadrobić zaległości, zwłaszcza we współpracy z krajami Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej i Stanami Zjednoczonymi oraz innymi potęgami gospodarki światowej. (...) Potrzebujemy przełomu w stosunkach z Republiką Federalną Niemiec. Społeczeństwa obu krajów poszły już znacznie dalej niż rządy. Liczymy na wyraźny rozwój stosunków gospodarczych i chcemy prawdziwego pojednania na miarę tego, jakie dokonało się między Niemcami a Francuzami.

W listopadzie 1989 roku kanclerz Helmut Kohl składa bardzo ważną wizytę w Polsce. - Jeśli spojrzy pan na Wspólne Oświadczenie po tej wizycie, to zajmuje on ponad 100 stron. To znaczy, że nie było praktycznie żadnego tematu, którego nie negocjowaliśmy. I że nie było praktycznie żadnego tematu, co do którego byśmy się nie porozumieli. Jedną z najtrudniejszych spraw była konwersja kredytu udzielonego Polsce przez wcześniejszy rząd Helmut Schmidta – mówi Horst Teltschik.

Kulisy uznania granicy na Odrze i Nysie

Horst Teltschik, który towarzyszył Kohlowi we wszystkich najważniejszych spotkaniach z najpotężniejszymi politykami światowymi tamtych czasów, mówi Wojciechowi Szymańskiemu, że stanowisko niemieckiego rządu było w tej sprawie jasne – uznanie miało nastąpić dopiero po zjednoczeniu. Dlaczego? - Bo zrobienie tego wcześniej, byłoby tylko połowiczne. Mając na uwadze prawo międzynarodowe staliśmy na stanowisku, że decyzja w tej sprawie należy do czterech mocarstw i może zapaść dopiero po wygaśnięciu praw mocarstw wobec Niemiec i po zjednoczeniu. To była oczywiście trudna sprawa dla polskiego rządu, dla premiera Mazowieckiego i szefa dyplomacji Skubiszewskiego. Prowadziłem z nimi oboma rozmowy i negocjacje, i bezwzględnie chcieli, żeby już sama Republika Federalna podjęła tę decyzję. Ale nasze stanowisko było inne i stało się to dopiero po zjednoczeniu.

Horst TeltschikZdjęcie: picture-alliance/ picturedesk.com/C. Müller

To był w niemieckiej debacie bardzo trudny temat. Teltschik podkreśla, że Helmutowi Kohlowi jako kanclerzowi zależało na tym, aby Bundestag, podejmując tę decyzję z jego inicjatywy, opowiedział się za uznaniem granicy na Odrze i Nysie jak największą większością. - Problem polegał na tym, że w jego własnej partii – CDU/CSU zasiadali przedstawiciele związków wypędzonych, którzy wzbraniali się przed praktycznie bezwarunkowym uznaniem granicy - dodaje. Kanclerz Kohl chciał zmniejszyć ten opór, jak najbardziej go zredukować. A najpoważniejszym przeciwnikiem w tej sprawie byli dla Kohla członkowie własnej partii. - Musiał próbować ich przekonać, aby nie głosowali przeciwko. A to wymagało czasu, tego nie dało się załatwić z dnia na dzień. Strona polska – Mazowiecki i Skubiszewski – publicznie się tego domagali. Rozmawiałem o tym z Tadeuszem Mazowieckim i powiedziałem mu: „Panie Premierze, kanclerz Kohl, w rozmowie w cztery oczy, definitywnie zapewnił Pana, że dojdzie do wiążącego prawem międzynarodowym uznania granicy na Odrze i Nysie. Kanclerz dał Panu słowo. Poza tym wspólnie wzięliście udział w mszy pojednania i wymieniliście znak pokoju”. Polska strona rządowa była oczywiście zniecierpliwiona i próbowała naciskać na kanclerza, wykorzystując Francję czy USA. Ale Kohl powiedział zarówno Mitterrandowi w Paryżu jak i Bushowi w Waszyngtonie, że granica zostanie uznana, pod warunkiem jedności Niemiec, a po drugie, po uzyskaniu możliwie największego poparcia dla tego kroku w Bundestagu – odkrywa przed nami kulisy tamtych wydarzeń Teltschik.

Janusz Reiter, widząc sprawę z polskiego punktu widzenia, mówi tak: - To był wielki problem rządu premiera Tadeusza Mazowieckiego. Nie obawiano się, że Niemcy odmówią potwierdzenia tej granicy – to było jasne. Ale Polska nie mogła się zgodzić, żeby czekać na tę chwilę, którą rząd niemiecki uzna za najbardziej dogodną. Tu był dysonans pomiędzy taktyką Kohla a Polską, dla której to była sprawa egzystencjalna – mówi Reiter, który podkreśla, że na sprawie potwierdzenia granicy „wisiała” wiarygodność rządu Mazowieckiego.

Polska droga do NATO

Dwa lata temu tygodnik Der Spiegel opublikował dokumenty dyplomatyczne, z których wynika, że w 1991 r. minister Genscher i kanclerz Kohl naciskali na hamulec w takich sprawach jak niepodległość Ukrainy albo przynależność Polski czy Węgier do NATO. Czy można czynić zarzuty, że próbowano wówczas zablokować Polsce drogę do zachodnich struktur bezpieczeństwa – pyta Wojciech Szymański. - Rząd Niemiec, a zwłaszcza minister obrony Volker Ruehe, był jednym z motorów rozszerzenia NATO, zwłaszcza o Polskę i Węgry. Moja osobista opinia jest jednak następująca: uważałem, że stawiane bardzo szybko żądania przyjmowania byłych krajów Układu Warszawskiego do NATO były przedwczesne. Uważałem, że należało wybrać inną drogę – najpierw członkostwo w Unii Europejskiej – czy też wówczas we Wspólnocie Europejskiej – a dopiero potem w NATO – odpowiada Teltschik. Według niego, taka kolejność byłaby dla Rosjan łatwiejsza do zaakceptowania. Dziś Władimir Putin zarzuca Zachodowi, że złamał słowo, rozszerzając NATO na wschód. - Nie, takiej obietnicy nigdy nie było. To czysty wymysł – mówi Teltschik.

- Znalezienie w Niemczech sojusznika nie było takie proste i pewne – mówi z kolei Janusz Reiter. - Wielu polityków miało wątpliwości – oni bali się załamania stosunków z Rosją. Jednak wielką klasę pokazał kanclerz Kohl, który zapewnił, że doprowadzi do rozszerzenia NATO w taki sposób, że to nie zaszkodzi stosunkom Niemiec z Rosją Jelcyna. W ten sposób zyskaliśmy w Niemczech sojusznika – ocenia Reiter.

Według byłego polskiego dyplomaty, w interesie politycznym Niemiec było rozszerzenie strefy stabilności wokół Niemiec. – Polska nienależąca do NATO i UE znalazłaby się w szarej strefie będącej źródłem napięć. Niemcy, jako kraj największy i położony bezpośrednio przy niej, były na to najbardziej narażone, dlatego chciały rozszerzyć świat zachodni – tłumaczy Reiter.

Odszkodowania dla Polski?

Wielu Polaków ma poczucie, widać to szczególnie dobrze w ostatnim czasie, że to Niemcy są dłużnikiem Polski i są Polsce dużo winne. Czy wówczas, w roku 89, 90, wiedziano o tym w Bonn, czy rozumieliście te odczucia Polaków, czy też było to dla niemieckiej strony niezrozumiałe – pyta Wojciech Szymański. - Oczywiście, że to wiedzieliśmy, ale nie było to dla nas tematem. Gdybyśmy się na to zgodzili, to wywołałoby to ogromne żądania wobec Republiki Federalnej Niemiec. Pod koniec drugiej wojny światowej Niemcy były w stanie wojny z ponad 50 krajami. Gdybyśmy zgodzili się na reparacje dla strony polskiej, to zostalibyśmy skonfrontowani z żądaniami reparacyjnymi od przynajmniej 50 innych krajów. Dlatego nie mogliśmy zrobić wyjątku dla Polski. Powiedzieliśmy, że zrobimy konwersję ówczesnego długu, czyli zmienimy te dwa miliardy na złotówki, i zostaną oną wykorzystane w Polsce, ale poza tym żadnych reparacji. I to obowiązuje do dziś, bo gdybyśmy zgodzili się na to w sprawie Polski to musielibyśmy zgodzić się na to także w przypadku innych 50 krajów – odpowiada Teltschik.

Porażka Trójkąta Weimarskiego

- Dla Helmuta Kohla – a wiem o tym z bezpośrednich rozmów z kanclerzem – Polska miała podobną wagę i znaczenie co Francja. Zawsze mówił, że stosunki z Polską, są dla niego tak samo ważne jak z Francją. Szkoda, że nie rozwinięto współpracy w ramach Trójkąta Weimarskiego. Uważam tę konstelację – Niemcy, Francja, Polska – za, w pewnym sensie, serce Europy – podsumowuje Horst Teltschik.

Jak Polska zareagowała na niemiecką rewolucję?

- W Polsce pojawiły się pewne obawy – mówi Janusz Reiter, który był ambasadorem Polski w Niemczech w latach 1990-1995. Dyplomata przypomina, że ówczesna opozycja solidarnościowa dyskutowała o przyszłości Europy. – Odkryła, że jeśli nie „ruszy się” sprawy niemieckiej i podziału tego państwa, trudno będzie doprowadzić do zmian. Uważali, że zjednoczenie Niemiec może otworzyć Polsce drogę do Europy. Na przełomie lat 80. i 90. sprawy przyspieszyły. Ale obawa dotyczyła tego, czy „Niemcy nie ukradną nam show”, czy uwaga świata nie przesunie się w stronę Niemiec. Ale trzeba zauważyć, że Polska była być może jedynym krajem w Europie, który był dosyć dobrze intelektualnie przygotowany do zjednoczenia Niemiec – mówi Reiter.

Janusz ReiterZdjęcie: Markus Scholz/dpa/picture alliance

Stosunki polsko-niemieckie fundamentem nowej Europy

- Wspólny interes dwóch krajów polegał na tym, że ułożenie stosunków między Polską a Niemcami miało być fundamentem do zjednoczenia Europy i rozpoczęcia procesu rozszerzenia NATO i Unii Europejskiej – mówi Janusz Reiter. Kwestią wiarygodności niemieckiego rządu było to, czy uda się porozumieć z Polską. Na ten proces patrzyła wtedy nie tylko cała Europa ale cały świat. – Goście z Korei Południowej mówili podczas wizyty w Polsce: „Jeśli te dwa narody potrafią się porozumieć – jest to ważny sygnał dla całego świata” – wspomina były ambasador.

Niecały rok po traktacie granicznym RFN i Polska zawierają traktat o sąsiedztwie i współpracy, po którym pojawiła się krytyka o „asymetrycznym traktacie”, który nie uwzględniał interesów Polaków w Niemczech oraz odszkodowań i reparacji wojennych. – Ja uważam, że ten traktat był czymś najlepszym, co mogliśmy wtedy osiągnąć. Trzeba sobie uświadomić to, w jakiej byliśmy wtedy sytuacji. Naszym głównym celem było dołączenie do świata zachodniego, gdzie od lat była RFN. W dodatku, to była pierwsza okazja, dzięki której można było zmienić stosunki polsko-niemieckie tak, aby Niemcy nie były dla Polski zagrożeniem. Mogliśmy się pozbyć tego fatalnego niemieckiego problemu, który Rzeczpospolitej ciążył ponad 200 lat. To była historyczna szansa, a jak wiadomo – takie nie trwają wiecznie – przekonuje Reiter. Według niego, w takich warunkach trzeba określić priorytety, ponieważ nie da się walczyć o wszystko. Były ambasador przekonuje, że Polska to zrobiła.

Polska wychodzi z długów

Na początku lat 90. dynamiczny rozwój Polski nie był jednoznaczny. Nasz kraj borykał się z wieloma trudnościami. A ogromne polskie zagraniczne zadłużenie tylko wiązało ręce rządzącym.

– Nie było jednoznaczne, że państwa i prywatne banki rezygnują z dużej części swoich długów. Takie rzeczy zdarzają się bardzo rzadko. W dodatku zawsze jest obawa, że można stracić zaufanie rynków i świata finansów. Polska uzyskała poparcie swoich partnerów, w tym Niemcy – gdzie Gierek zaciągał duże kredyty – do częściowego umorzenia długów. Zrobiliśmy to tak, aby nie stracić wiarygodności. W latach 1998-1990 bardzo potrzebowaliśmy wsparcia. Ono nie wynikało tylko z dobrej woli, ale również było wypadkową interesów – choćby niemieckich – mówi Reiter.

Czy to było powierzchowne pojednanie?

Gospodarz rozmowy, Jacek Stawiski, pytał gościa o jego stosunek do percepcji pojednania polsko-niemieckiego. – Stosunki z Niemcami nie są dla Polski łatwe. To psychologicznie bardzo trudne. Ale nie znam lepszego pomysłu niż ten, który wprowadziliśmy w latach 90. On polegał na tym, żeby otworzyć się na Niemcy i korzystać z współpracy z nimi – a przez to wzmocnić Polskę. Jeśli zrobimy szybkie porównanie Polski w roku 1990 i Polski z roku 2024 – to widzimy niemal dwa rożne kraje – mówi Reiter. Według dyplomaty, sąsiedztwo z Niemcami jest dla Polski wielkim wyzwaniem, które wymaga wysiłku, ciężkiej pracy i dyscypliny, ale które przynosi efekty.

- Trzeba nam więcej wiary we własne siły i pozbycia się kompleksów, które najbardziej szkodzą nam w stosunkach. Moim zdaniem sposób myślenia lat 90. zasługuje na sympatię, a nie krytykę. Gdybyśmy wtedy się okopali, to nie wiem, w jakiej bylibyśmy dziś sytuacji – podsumowuje Reiter.

Słuchaj i subskrybuj podcast "Wrogowie - Sąsiedzi - Sojusznicy" na Apple Podcasts, Spotify, Amazon  i Onet audio

#PolacyiNiemcy_podcastDW

#WrogowieSasiedziSojusznicy6