1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Wojenna codzienność: reportaż z Bachmutu

25 stycznia 2023

Spośród 73 tys. dawnych mieszkańców ukraińskiego Bachmutu 8 tys. nadal pozostaje w mieście. Wolontariusze i wojsko starają się przekonać ludzi do ewakuacji. Dlaczego więc zostają? Aleksandra Induchowa była na miejscu.

Mieszkaniec na ulicach zniszczonego Bachmutu
Mieszkaniec na ulicach zniszczonego Bachmutu. Zdjęcie z 12 styczniaZdjęcie: LIBKOS/AP/dpa/picture alliance

Co kilka minut w powietrzu rozlega się gwizd pocisków, które eksplodują gdzieś w pobliżu. Na ulicach Bachmutu nie widać ludzi. Tylko Jewgienij Tkaczew i inni wolontariusze misji humanitarnej Proliska są w drodze, by zapewnić mieszkańcom miasta żywność i artykuły higieniczne.

Zachodnia część położonego w obwodzie donieckim miasta jest nie do poznania. Z wielu domów pozostały tylko stosy cegieł, nad miastem górują podziurawione wieżowce. Resztki reklamowych bilbordów i uszkodzonych świateł wiszą nad ulicami, na których leżą przewrócone i spalone samochody, okna bez szyb zostały naprędce pozakrywane czym popadnie. Wyłamane drzwi otwierają się i zamykają na wietrze.

Pomoc humanitarna pod ostrzałem

– Oczywiście, że to niebezpieczne. Ale co robić. Ludzie potrzebują pomocy, bo nie ma tu już żadnych sklepów i nie wszyscy mają pieniądze – mówi Jewgienij i wysiada z samochodu. Zatrzymał się na podwórku otoczonym kilkoma domami. Wiele okien jest wybitych, jakiś mężczyzna próbuje właśnie zakryć jedno z nich folią, gdy w pobliżu rozlega się wybuch. Mężczyzna chowa się na chwilę, by zaraz wrócić do przerwanej pracy.

Mieszkańcy Bachmutu przed samochodem wolontariuszyZdjęcie: Oleksandra Indukhova/DW

Do samochodu wolontariuszy zbliża się kilka osób. Jewgienij woła: „Pomoc humanitarna! Pomoc humanitarna!”. Z okolicznych domów powoli wychodzą ludzie, podobnie jak Nina każdy ma przy sobie dowód osobisty, bo aby otrzymać pomoc, muszą najpierw podać swoje dane, wypełnić i podpisać formularz. Nagle znowu coś przelatuje z głośnym gwizdem tuż nad dachami domów i eksploduje bardzo blisko. Ale ludzie ani drgną, nadal wypełniając papiery. Tylko jakiś mężczyzna dziwi się, że był to zupełnie inny, nowy dźwięk, którego wcześniej nigdy nie słyszał. Nina mówi: – Przyzwyczailiśmy się już do najróżniejszych gwizdów i eksplozji.

Bez prądu, bez wody, bez gazu

Wokół Bachmutu pomiędzy rosyjskimi agresorami a ukraińskimi obrońcami toczy się bitwa na wyczerpanie. Linia frontu coraz bardziej zbliża się do miasta. Od kilku miesięcy nie ma tu prądu, wody pitnej ani gazu. Ludzie, by oszczędzać powerbanki i baterie, używają świec.

Obraz oblężonego Bachmutu kształtują ruiny (fot. z 17.01.2023)Zdjęcie: Mustafa Ciftci/AA/picture alliance

Nina mówi, że są agregaty Diesla, które otrzymało prawie stu mieszkańców z jej sąsiedztwa od ukraińskiego wojska i wolontariuszy. Włączane są jednak tylko czasami, by naładować jednocześnie wiele telefonów naraz albo wyprać rzeczy w pralce. – Aby oszczędzać benzynę do agregatów, ludzie najczęściej piorą ręcznie, jak robili to kiedyś nasi dziadkowie – mówi Nina. Najbliższa stacja benzynowa znajduje się w miejscowości Czasiw Jar, oddalonej o około dwanaście kilometrów. – Jeździmy tam samochodem, który też potrzebuje benzyny. Również z tego powodu oszczędzamy energię.

Ci, którzy przeżyli, od ukraińskiego wojska i wolontariuszy otrzymują także wodę pitną. Albo sami szukają studni na podwórkach prywatnych domów. Jedzenie gotują na ulicy – albo na własnoręcznie zrobionych grillach, albo na żeliwnych piecach. Przed dwoma domami mężczyźni robią drewno. Jeden z nich, 35-letni Dmytro, niesie je do mieszkania, gdzie leży chory ktoś z rodziny. – Mamy w domu piece i palimy drewnem. Można też na nich postawić garnek czy patelnię i ugotować coś do jedzenia – mówi. Z podwórka widać, jak z kilku okien wystają rury, z których powoli unosi się dym.

Życie w Bachmucie – życie w piwnicy

Z powodu chorych i starych ludzi, którzy nie chcą bądź nie mogą zostać ewakuowani, całe rodziny pozostają w mieście. Do dziennikarzy zbliża się mężczyzna z nastoletnią córką. Dziewczynka unika kontaktu i nieśmiało zakrywa twarz. Ojciec tłumaczy: – Nie możemy zostawić naszej chorej babci samej w Bachmucie. Dziewczynka jest tutaj jedynym dzieckiem, jakie widać na ulicy. Od lata do września ubiegłego roku z miasta ewakuowano prawie wszystkie dzieci. 

Nina i jej mąż chcą pozostać w Bachmucie, dopóki jest tutaj ukraińska armiaZdjęcie: Oleksandra Indukhova/DW

Już zeszłej wiosny, gdy do miasta zbliżał się front, wielu mieszkańców oczyściło swoje piwnice i ustawiło w nich podstawowe meble, często własnoręcznie zrobione. – Nie można tu odebrać żadnych połączeń, więc komunikacja ze światem zewnętrznym jest trudna – mówi Nina, idąc przodem. Ciemny korytarz prowadzi do „pokojów”. Dopiero tam Nina włącza latarkę. Pod betonowymi ścianami stoją półki z kaszą i herbatą. Sześć łóżek jest starannie posłanych. Jest ciepło, bo w kącie stoi piecyk, na którym gotuje się woda. Znajdujące się w pomieszczeniu kobiety proponują herbatę.

Łóżka w piwnicy domu w BachmucieZdjęcie: Oleksandra Indukhova/DW

W piwnicy nie ma wentylacji, więc ludzie, by zaczerpnąć świeżego powietrza, podchodzą do drzwi wyjściowych. Mówią, że z tego powodu starają się nocą nie używać świec. W ciągu dnia najczęściej wracają do swoich mieszkań, ale ponieważ ostrzały trwają nocą, spać chodzą do „bunkra”, jak nazywa piwnicę Nina. – Ale przed rakietą ta piwnica nas nie uratuje – mówi.

„Mieszkańcy Bachmutu od dawna wiedzą, co to wojna”

Ludzie mają świadomość, jak bardzo zagrożone jest ich życie, lecz jasno mówią, że na „kapitulację czy ewakuację” nie są gotowi.

– Mieszkańcy Bachmutu od dawna wiedzą, co to wojna i ostrzały – mówi Mykyta i dodaje: – Wojna nikogo tutaj zbytnio nie szokuje. Młody człowiek wspomina, że działania wojenne w Donbasie zaczęły się na długo przed zmasowaną inwazją Rosji na Ukrainę 24.02.2022. Od 2014 roku raz po raz „coś uderzało w miasto”. Mykyta mówi, że nie może zostawić rodziców samych. Są za bardzo związani ze swoim domem, aby zgodzić się na ewakuację. Może mieć tylko nadzieję, że „siły zbrojne Ukrainy wypędzą wroga z miasta”.

Nina także nie traci nadziei. Córki „uciekły do Europy”, ale ona sama i jej mąż chcą na razie zostać w Bachmucie. – Zostaniemy, dopóki jest tutaj armia ukraińska – podkreśla. Małżonkowie zgadzają się, że jeśli sytuacja ulegnie pogorszeniu, trzeba ewakuować wszystkich cywili. Nie wolno stawać na drodze ukraińskiemu wojsku, gdy wróg czai się za domami.

 

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>